wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 3- A może nie każda księżniczka zasługuje na ratunek?

                                 Nancy mieszkała kilka przecznic od jej domu, więc korzystając z okazji podziwiała okolice. Każdy z domków był ładny i zadbany, jedne większe od drugich, w oczy rzucały się pięknie prowadzone ogrody. Uśmiech wpełzł na jej usta kiedy widziała małe dzieci, może w wieku jej siostry bawiące się beztrosko przy basenie. To było to, czego chciała dla Mii, chciała ofiarować jej beztroskie dzieciństwo pełne zabawy i ciepła rodzinnego, tego, czego ona sama nie doświadczyła.
                                 Zanim się obejrzała stała na werandzie pięknego, dużego domu w białym kolorze, na jego parapetach stały brązowe donice z czerwonymi kwiatami, które kontrastowały ze ścianami, dom był bardzo piękny. Biorąc głęboki oddech zapukała do drzwi. Nie musiała długo czekać, gdyż już po kilku sekundach w drzwiach stanął wysoki brunet o ślicznych, brązowych oczach, które przyglądały się jej z zaciekawieniem.

-Yhm, jest może Nancy?- spytała bawiąc się nerwowo rękawami od kurtki.
-Jasne, zaraz ją zawołam, wejdziesz?- zapytał przyglądając się jej uważnie, nie było to nachalne spojrzenie, czy pełne obrzydzenia on po prostu na nią patrzył jak na dziewczynę, którą chciałby poznać i właśnie to ją przerażało.
-Tak, ok.- powiedziała niezręcznie. Chłopak otworzył szerzej drzwi i wpuścił ją do środka. Dopiero teraz mu się przyjrzała. Wyglądał na niewiele starszego od niej, może i miał inny kolor włosów niż Nancy, ale od razu można było zauważyć liczne podobieństwa pomiędzy nimi. To na pewno jej brat.
-O Caroline, jesteś! Widzę, że poznałaś już mojego brata Davida.- zawołał rudowłosa zbiegając ze schodów. Miała na sobie obcisłe jeansy i koszulkę z krótkim rękawem a na to katanę.- To co? Możemy już iść?- spytała chwytając Car pod ramię.
-Może was podwiozę?- spytał David.
-Nie, jest ciepło, przejdziemy się.- uśmiechnęła się rudowłosa
-Ok, jak wolicie, tylko uważajcie na siebie. Do zobaczenia Caroline.- powiedział z iskierkami w oczach posyłając jej szczery uśmiech.
-Do zobaczenia David.- powiedziała speszona, jednak odwzajemniła ten gest.

***

-Tak się cieszę, że jednak zgodziłaś się iść.- wyznała Nancy, kiedy kierowały się w stronę domu znajomego Luka.- Wiesz, podobasz mu się.- szepnęła z głupawym uśmiechem.
-Co? Komu?- zapytała zdziwiona Car.
-No Lukasowi przecież.- zaśmiała się.- Widać to na pierwszy rzut oka.
-Przestań, jestem nowa i tylko dlatego zaprosił mnie na imprezę.- stwierdziła z pewnością w głosie.
-Jasne, jasne, dlatego zaprosił cię na nią osobiście. W bajki wierzysz?- zapytała przyjaciółka. Nie rozumiała dlaczego dziewczyna nie chce tego przyznać, nie znała jej długo, ale ją lubiła i wiedziała, że jest miłą osobą, może trochę zamkniętą w sobie ale miłą. Ponadto Caroline była śliczna, miała idealną figurę, oraz śliczne rysy twarzy, więc dlaczego nie chciała dopuścić do siebie myśli, że może się komuś spodobać?
-Nawet jeśli miałabyś rację...- zaczęła, jednak Nancy przerwała jej.
-Zawsze ją mam.- odparła pewnie rudowłosa. Car wywróciła teatralnie oczyma.
-On nie jest dla mnie, jest popularny i lubiany, przeciwieństwo mnie.
-Lukas jest inny, nigdy nie ocenia ludzi nie znając ich. Nie jest jak ci wszyscy głupi mięśniacy z drużyny, nie traktuje dziewczyn przedmiotowo, a szczęściara, która zostanie jego dziewczyną będzie miała najprzystojniejszego i najbardziej opiekuńczego chłopaka na świecie, który zawsze stanie w jej obronie i nie pozwoli jej skrzywdzić. No i jest przystojny.- słowa przyjaciółki uderzyły w Car niczym fale morskie. To było to, czego przez całe życie chciała. Bezpieczeństwo. To właśnie to słowo przychodziło jej namyśl, kiedy wyobrażała sobie Lukasa. Był ideałem, musiała to przyznać i właśnie dlatego wiedziała, że do siebie nie pasują, jej życie było dalekie od ideału.
-Brzmi jak jakaś bajka.- zaśmiała się w celu rozładowania napięcia.
-A Lukas to twój książę.- zachichotała Nancy.
-Nie jestem księżniczką.- odparła marszcząc brwi. Daleko mi do niej.
-Każda dziewczyna jest księżniczką, ty po prostu jeszcze nie znalazłaś swojego księcia, który cię uratuje.- stwierdziła ruda, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
                              A może nie każda księżniczka zasługuje na ratunek?

***

                              Stojąc przed drzwiami domu, w którym miała odbyć się impreza wyglądała na przestraszoną, bo taka właśnie w tej chwili była. Nie lubiła gwaru, a alkohol przyprawiał ją o odruch wymiotny, ale obiecała coś przyjaciółce.
                              Nancy nawet nie trudziła się z pukaniem do drzwi, muzyka była tak głośna, że i tak nikt by tego nie usłyszał. Kiedy weszły do domu dostrzegły tabuny nastolatków pijących, lub ocierających się o siebie na parkiecie. Niemożliwe, żeby ktoś miał tylu znajomych. Przemknęło przez myśli brunetki.

-Zaprosili tu połowę miasta?- krzyknęła do rudowłosej, tak, aby ta mogła ją usłyszeć.
-Na to wygląda.- odkrzyknęła. Imprezy również niebyły żywiołem Nancy, ale chciała, aby Car lepiej poznała kilka osób. A gdzie można to zrobić jak nie na imprezie?- Chodźmy po coś do picia.- zaproponowała. Caroline pokiwała ochoczo głową.
                            Przeciskając się pomiędzy spoconymi ciałami pijanych nastolatków myślała tylko o tym, że wolałaby być w domu, ale postanowiła, że zostanie na godzinę, a później niepostrzeżenie się ulotni. Wchodząc do kuchni odetchnęła z ulgą.

-Jednak jesteś.- usłyszała za sobą głos, który zdążyła już polubić. Odwróciła się w stronę jego właściciela.
-Przecież obiecałam.- stwierdziła wpatrując się w niebieskie jak niebo tęczówki.
-Przyznam, że wciąż nie byłem pewien.- uśmiechnął się do niej promiennie powodując, że jej kolana uginały się pod ciężarem ciała. Jak zwykle wyglądał idealnie.
-Cześć Luke.- powiedziała Nancy przystając obok.
-Hej, Nanc.- odparł uśmiechnięty.-Jak wam się podoba impreza?- zapytał ciekawy.
-Właściwie to dopiero przyszłyśmy, ale wygląda niezle.- wyjaśniła uśmiechając się do niego przyjacielsko.
-Nancy!- usłyszała z tyłu. Odwróciła się i pomachała w kierunku dziewczyny z blond włosami.
-Ym, Luke, czy mogę ją na chwilę z tobą zostawić?- spytała, Car już chciała jej coś powiedzieć, jednak pierwszy odezwał się Lukas.
-Jasne.- taka opcja mu odpowiadała, lubił Nancy, to fakt, ale chciał spędzić trochę czasu z brunetką sam na sam, aby móc ją lepiej poznać.- Obiecuję, że nic się jej niestanie.- dodał wpatrując się w oczy Caroline tak intensywnie, że myślała, że zemdleje.
-To do zobaczenia później!- krzyknęła uradowana z obrotu sprawy rudowłosa. Wiedziała, że do siebie pasują i za wszelką cenę chciała im to udowodnić.
-Nie musisz się mną opiekować.- stwierdziła Caroline, kiedy zostali sami w pomieszczeniu.
-Wiem, ale chcę.- stwierdził bez zawahania. Na twarz dziewczyny wpełzł rumieniec, jak zawsze w jego towarzystwie.- Choć, przedstawię cię moim kumplom.- powiedział łapiąc ją za rękę, kierując się w stronę tarasu. Normalnie wyrwałaby się z jego uścisku i powiedziała, że nie życzy sobie, żeby ten ją dotykał, ale tym razem byłoby to kłamstwo. Jego dotyk jej nie obrzydzał, wręcz przeciwnie, sprawiał, że chciała go więcej.
-Michael!- krzyknął Luke do chłopaka z czerwonymi włosami, ten odwrócił się i uśmiechnął na widok blondyna.
-Cześć.- podszedł do niego i wykonali 'męski uścisk'.- A to kto?- zapytał uśmiechając się przyjaźnie do brunetki.
-No tak, Car, to jest Michael, mój przyjaciel, Michael, to Car, jest nowa w szkole.- wyjaśnił.
-Hej, miło mi cię poznać.- powiedział z uśmiechem czerwonowłosy wystawiając dłoń w kierunku dziewczyny.
-Mi również.- odparła speszona, jednak odwzajemniła uścisk i uśmiech. Na pierwszy rzut oka mogła zobaczyć, że ten chłopak jest wariatem, pozytywnym wariatem i wiedziała, że jeśli życie na to pozwoli, to na pewno się zaprzyjaźnią.
-A gdzie są...- Lukas nie zdążył  dokończyć, gdyż został 'zaatakowany' przez dwóch chłopaków.
-No witaj Hemmo!- krzyknął brunet o azjatyckiej urodzie.
-A kim jest twoja piękna towarzyszka?- zapytał chłopak o lekko kręconych włosach z czerwoną bandaną na głowie.
-To Caroline, koleżanka ze szkoły.- powiedział uśmiechając się pokrzepiająco w jej stronę. Zachichotała cicho. Od razu widać, że to dobrzy przyjaciele.
-Może byś nas przedstawił matole.- powiedział wysoki brunet ubrany w koszulkę z nazwą jakiegoś zespołu.
-No tak, Caroline ten matoł tutaj to Calum, a ten tu to Ashton.- wyjaśnił wskazując na nich po kolei.
-Witam, witam.- ukłonił się brunet puszczając jej oczko. Normalnie czułaby się speszona, ale wiedziała, że z ich strony nic jej nie grozi.
-Miło mi.- powiedział uroczy chłopak z loczkami i dołeczkami w policzkach.
-Cześć.- powiedziała rumieniąc się.
-Czyli chodzimy razem do szkoły?- wtrącił Michael.
-Tak.
-Jak to możliwe, że cię w niej nie dostrzegłem?- zapytał zamyślony wywołując uśmiech u dziewczyny.- Widać Hemmings umiejętnie cię przed nami krył.- zaśmiał się a reszta do niego dołączyła.
-Ok, to ja oprowadzę Caroline. Spotkamy się później.- ekipa przytaknęła głowami posyłając dziewczynie uśmiech.

***

-Napijesz się czegoś?- zapytał, gdy znaleźli się w domu.
-Nie piję alkoholu.- wyjaśniła licząc, że nie zacznie wypytywać dlaczego tak jest.
-Hej, kto tu mówi o alkoholu?- zapytał unosząc dłonie w geście obronnym.- Może być sok pomarańczowy?- spytał podając jej szklankę. Pokiwała ochoczo głową.
-Siemasz Luke.- zawołał jakiś gruby głos. Lukas odwrócił się w stronę jego źródła ukazując dziewczynie postać chłopaka, który niedawno przyglądał się jej nachalnym wzrokiem podczas apelu. Lukas też nie wyglądał na zadowolonego z jego obecności.
-O co chodzi Brad?- spytał zakładając ręce na umięśnioną klatkę piersiową.
-Jeden z chłopaków na górze robi jakieś problemy.- wyjaśnił.- Nie mogłem znaleźć Michaela ani Asha, więc stwierdziłem, że powinieneś wiedzieć.
-Ok, zaraz tam przyjdę.- powiedział po czym zwrócił się w stronę Caroline.- Zaraz wrócę, a ty usiądź sobie w ogrodzie i poczekaj na mnie, ok?- nie chciał jej zostawiać samej, czuł się tak dobrze w jej towarzystwie.
-Ok, zaczekam.- uśmiechnęła się co chłopak szybko odwzajemnił. Ona również nie chciała zostawać sama, ale nie miała innego wyjścia. Kiedy tylko Lukas opuścił pomieszczenie udała się w stronę tarasu, aby być jak najdalej od tego całego Brada. Jego wzrok bardzo się jej nie podobał, był nachalny i wulgarny, więc nie miała  zamiaru przebywać z nim sam na sam w jednym pomieszczeniu.
                           Chłopak jednak miał zupełnie inne plany.
========================================================================
Wiem, że dawno nie było rozdziału, za co przepraszam. A co sądzicie o tym? Czy jest dalszy sens aby kontynuować to opowiadanie?

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 2- Początek czegoś niezwykłego

                      Poprawiając swoje ciuchy upewniła się, że nie widać żadnej z 'pamiątek' z wczorajszego wieczoru. Była strasznie zmęczona, nie zmrużyła nawet oka przez całą noc, ale wiedziała, że musi wziąść się w garść, aby posprzątać w kuchni, zanim jej młodsza siostra się obudzi i zacznie zadawać pytania, na które ta nie umiała odpowiedzieć.
                       Zastanawiała się, jak mogłoby wyglądać jej życie, gdyby była choć trochę odważniejsza. Czy byłoby lepsze? Często o tym myślała, ale równie szybko jak zaczynała się nad tym zastanawiać tak szybko to kończyła. Najważniejsze jest bezpieczeństwo Mii. Powtarzała jak mantrę. Ale prawdą było, że tylko ta mała brunetka o twarzy aniołka utrzymywała ją przy zdrowych zmysłach.
                      Kończyła sprzątać pomieszczenie wkładając ostatnie kawałki szkła do śmieci. Miała godzinę do rozpoczęcia pierwszej lekcji, więc powinna obudzić siostrę, aby ta zaczęła przygotowywać się do szkoły. Lubiła takie poranki- samotne. Cieszyła się kiedy go nie było w domu, można było o nim powiedzieć wiele złych rzeczy, ale o swoją pracę dbał. Nigdy się nie spóźniał, a zostawanie po godzinach nie stanowiło dla niego problemu.

-Car? Dlaczego ze mną nie śpisz?- zapytała zaspanym głosem maleńka postać stojąca w drzwiach. Zawsze rozczulał ją ten widok, dziewczynka podbiegła do niej i niezdarnie wdrapała się na jej kolana.
-Właśnie miałam cię budzić.- powiedziała nie ukrywając uśmiechu.
-Nie chcę iść do szkoły, mogę zostać z tobą?- zapytała patrząc na nią błagalnie spod swoich długich rzęs.
-Przecież lubisz tam chodzić.- stwierdziła marszcząc brwi w niezrozumieniu.
-No tak, lubię, ale wolę być z tobą.- stwierdziła ośmiolatka wtulając się w starszą siostrę.- Chcę być już zawsze z tobą.
-Wiem, skarbie, też chciałabym, żeby tak było.- przytaknęła. Przytuliła dziewczynkę jeszcze raz po czym pomogła jej stanąć na własnych nogach.- Czas się zbierać, bo ucieknie nam autobus.
-Dlaczego tata wczoraj tak strasznie krzyczał?- zapytała malutka brunetka na wydechu. Nie rozumiała, dlaczego tatuś był taki zły, przecież była grzeczna i pomagała siostrze, a on znowu był zły.- Czy tatuś jest na mnie zły? Boję się, kiedy taki jest.- wyznała, łzy gromadzące się w jej oczach były widoczne gołym okiem.
                       Caroline czuła, jak jej serce boleśnie się zaciska na słowa wypowiedziane przez młodszą siostrę. Była małą, inteligentną dziewczynką, nauczyła ją, że nie może podchodzić do ojca, kiedy ten jest zdenerwowany, Mia wiedziała, że jest niebezpieczny, choć nie do końca wiedziała dlaczego, siostra twierdziła, że nikt nie może dowiedzieć się o tym co dzieje się u nich w domu.

-Oczywiście, że nie jest zły na ciebie, on tylko jest ... przemęczony.- co innego mogła powiedzieć? Nie wiedziała jak  powinna zareagować na takie pytania.- Pamiętasz, co ci mówiłam?- zapytała patrząc na dziewczynkę wyczekująco.
-Żeby nie wychodzić samemu z pokoju, kiedy jest w domu.- przypomniała. Ile by dała, aby jej siostra miała normalne życie.- A Ashley mówiła mi, że jej tata zabiera ją co tydzień do wesołego miasteczka. Chciałabym mieć takiego tatę, ale nasz jest straszny.- wyjaśniła. W oczach Car zebrały się łzy. Kucnęła przed dziewczynką i wzięła ją w ramiona.
-Skarbie, masz mnie, ja zawszę ci pomogę, a jeśli chcesz, to w piątek możemy się tam wybrać. Co ty na to?- zapytała unosząc zabawnie brwi.
-Tak!- radość na twarzy dziecka była nie do opisania.
-Dobrze, a teraz biegnij się ubierać, bo naprawdę się spóźnimy.- jak na zawołanie dziewczynka zniknęła za rogiem, słychać było jedynie tupot bosych stópek.
                        Ile jeszcze razy przyjdzie jej kłamać? Dawno zaczęła się gubić we własnych relacjach, ale jedno było pewne. Miała dla kogo walczyć.

                                                                         ***

-Cześć, Car!- krzyknęła Cathrine rzucając się na dziewczynę, ta jednak w ostatnim momencie zdążyła umknąć przed uściskiem koleżanki. Nie lubiła, gdy ktoś ją dotykał, uśmiechnęła się udając, że nie rozpoznała zamiarów dziewczyny.
-Cześć.- odpowiedziała cicho powstrzymując ziewnięcie.
-Uuu, ktoś tu chyba zabalował dzisiaj w nocy!- zasugerowała blondynka poruszając sugestywnie brwiami.
-Niektórzy w nocy śpią, w przeciwieństwie do ciebie.- stanęła w jej obronie Nancy, mimo iż jej komentarz był nieco zgryźliwy i inna osoba by się obraziła, to Cat w ogóle nie zwróciła uwagi na tę zaczepkę. - Jak się masz Car?- zapytała zdecydowanie milszym głosem.
-Dobrze, po prostu się nie wyspałam.- to prawda, nawet nie musiała kłamać, w końcu nikt nie pytał z jakiego powodu nie przespała nocy.
-Zdarza się.- machnęła ręką rudowłosa widząc, że dziewczyna ma już dość tego 'przesłuchania.'- Co mamy pierwsze?
-Fizykę.- jęknęła Cat, która najchętniej upiłaby się a potem umierała z powodu kaca do piątku.
-Dobrze się składa, usiądziesz ze mną.- stwierdziła Nancy nie chcą słyszeć ani słowa sprzeciwu.
                        Coś czuję, że to będzie długi dzień.

                                                                         ***

                         Jakie było jej szczęście, gdy dowiedziała się, że zamiast lekcji w-f'u z panem White'm czeka ją apel na szkolnym boisku. Oznaczało to tyle, że nie musi się przy nikim przebierać, ani ukrywać się pod stertą ubrań.

-Dobrze drogie dzieci, proszę o ciszę!- krzyknęła przez mikrofon starsza pani z idealnie pofarbowanymi włosami koloru krwistej czerwieni. Przypatrując się, jak kobieta krząta się po scenie, próbując uciszyć młodzież Caroline miała ochotę parsknąć śmiechem.

-Tak, nasza dyrektorka, to strasznie zabawna kobieta.- powiedział jakiś głos, tuż obok jej ucha. Dziewczyna wzdrygnęła się i skierowała swój wzrok w prawą stronę, gdzie natrafiła na uśmiechnięte, niebieskie tęczówki.- Ostatnim razem nie miałem okazji się przedstawić. Jestem Luke.- powiedział wyciągając w jej kierunku dłoń, którą dziewczyna niepewnie chwyciła.
-Car.- jej głos dziwnie brzmiał, jakby była wystraszona, nie umknęło to uwadze chłopaka.
-Jak ci się u nas podoba?- zagadał nie odrywając wzroku od jej oczu.
-Cóż, to dopiero dwa dni, ale jest całkiem fajnie.- stwierdziła. Nikt jej tu nie znał, nie wiedział o jej przeszłości, więc nie miała powodu do narzekań. Mogła zacząć od nowa.
-Cieszę się.- odparł. Rzeczywiście tak było, może i jej nie znał, ale nie był ślepy, potrafił dostrzec to, że jest silna i będzie walczyć o swoje, ale w tym wszystkim była także niezwykle delikatna. Jak róża z kolcami.- Może chciałabyś wpaść dzisiaj wieczorem na imprezę do mojego kumpla?- spytał z dziwnym błyskiem w oku, który spowodował na jej twarzy uśmiech. Zazwyczaj zestresowana, czuła się dobrze w jego towarzystwie. Była onieśmielona, ale nie bała się, że mógłby chcieć zrobić jej krzywdę, a to był duży krok naprzód.
-No nie wiem.- nigdy niebyła duszą towarzystwa, zawsze skryta, zawsze na uboczu.
-No weź, nie daj się prosić.- powiedział wpatrując się w jej twarz tak intensywnie, że pod jego spojrzeniem zwróciła wzrok w stronę murawy.- Twoje przyjaciółki też tam będą.
-Ok, postaram się przyjść.- powiedziała, po czym rozległ się głos jednego z kolegów chłopaka z drużyny.
-Luke, trener woła na murawę.- powiedział umięśniony brunet i puścił jej oczko. Dziewczynie zrobiło się niedobrze, przez jego wzrok skanujący w ten obrzydliwy sposób jej ciało.
-Będę na ciebie czekał.- szepnął blondyn uśmiechając się radośnie.- Ale teraz muszę iść, lepiej nie zadzierać z White'm.- powiedział wyraźnie rozbawiony kierując się na boisko.- Do zobaczenia, Car.
-Do zobaczenia.-  Naprawdę wydaje się miły.
-Zapraszam na otwarcie nowego sezonu rugby w naszym liceum!- rozległ się głos dyrektorki dochodzący z głośników rozstawionych po całym boisku.

                                                                       ***

-Hej, hej, hej, widziałam, że rozmawiałaś z Lukasem, czego chciał?- zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha Nancy siadając obok przyjaciółki z paczką prażonych orzeszków.- Nie, czekaj, nie mów mi. Niech zgadnę.- powiedziała udając zamyśloną.- Zaprosił cię na imprezę! Prawda?!- krzyknęła uradowana.
-Tak, ale nie wiem, czy powinnam tam iść.- wyjaśniła spuszczając wzrok na swoje nogi.
-Jasne, że powinnaś! Zaprosił cię sam Luke Hemmings, gwiazda szkolnej drużyny, najprzystojniejszy chłopak w całej budzie, w dodatku inteligentny i te oczy, które wydają się zaglądać wprost do twojej duszy...- wyliczała rozmarzona wywołując uśmiech na twarzy Caroline.- Boże, dziewczyno jak ja ci zazdroszczę.- jęknęła podając w jej stronę orzeszki. Dziewczyna pokiwała przecząco głową.- Naprawdę musisz tam być, będzie cała szkoła, poza tym to świetna okazja do poznania nowych osób.- tylko tego jej brakuje, więcej osób będących blisko poznania jej tajemnicy.-Proszę, obiecaj, że przyjdziesz.- powiedziała rudowłosa patrząc na nią wyczekująco.
-No... no dobrze, przyjdę.- powiedziała wywołując pisk u dziewczyny.- Ale tylko na chwilę.- stwierdziła wytykają w jej stronę palec.
-Jasne, jasne, zobaczysz, spodoba ci się, organizuje ją przyjaciel Lukasa, swoją drogą cała jego paczka jest spoko.- dziewczyna jeszcze długo wychwalała domówki organizowane przez przyjaciół blondyna, ale Car wcale jej nie słuchała. Myślała o bezkresnym oceanie patrzącym na jej fabrykę czekolady. Im bardziej chciała wyrzucić go ze swojej głowy tym częściej przyłapywała się na zerkaniu w jego stronę. To nie skończy się dobrze. Krzyczała jej podświadomość, ale przecież to tylko niewinna znajomość. Nie myliła się, prawda?

                                                                       ***

                           Obiecała, że przyjdzie, teraz nie ma już odwrotu, była wdzięczna, że akurat tego dnia Mia zostawała na noc u swojej koleżanki, chciała, aby jej siostra miała normalne dzieciństwo. Za każdym razem, kiedy odwoziła dziewczynkę do państwa Jones'ów, rodziców najlepszej przyjaciółki Mii, myślała o tym, że też chciałaby kiedyś stworzyć taką rodzinę. Wiedziała, że to niemożliwe, nie potrafiła nikomu w pełni zaufać i dbała o to, aby wszystko co dzieje się u niej w domu w nim pozostało. Więc w jaki sposób jej marzenie mogłoby się spełnić?
                            Była sama w domu, więc nie musiała się przejmować, że ktoś zaraz wparuje do jej pokoju robią potworną awanturę. Tego wieczoru jej największy koszmar wziął nadgodziny w pracy, najgorsze było to, że zbliżał się weekend. Oznaczało to, że będzie musiała 'zajmować' się nim, oraz jego przyjaciółmi, czytaj usługiwać im. Całe szczęście, że państwo Jones zaproponowali, że zabiorą Mię nad jezioro.
                             Ostatni raz przejrzała się w lustrze, miała na sobie czarne rurki, niebieską bluzkę z okrągłym dekoltem, oraz czarną ramoneskę. Kiedyś lubiła nosić sukienki, teraz nie mogła sobie na to pozwolić. Ale dla niewtajemniczonych wyglądała na całkiem normalną i rozsądną nastolatkę, mającą porządnego ojca. Z zewnątrz wszystko wyglądało dobrze, więc po co było szukać głębiej? Jeszcze ktoś by się czegoś dowiedział. Ona nie narzekała, sama mogła znieść wszystko, bała się jedynie o siostrę.
                               Wyrzucając z głowy złe myśli wsunęła na stopy trampki, zgarnęła klucze z blatu i udała się w stronę domu Nancy, z którą miała się udać na imprezę.

                                                                       

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 1- Niespodziewanie, jak deszcz z jasnego nieba...

                     Drobna dziewczyna szybko przemierzała szkolny korytarz w poszukiwaniu sekretariatu, to jej pierwszy dzień w nowej szkole, a już się spóźniła. Była na siebie zła, jej budzik nie zadzwonił, więc po prostu zaspała. Rozglądała się na wszystkie strony, przez co nie zauważyła zbliżającej się w jej stronę dziewczyny.

-Szukasz czegoś?- zapytała wesoło blondynka z pięknymi brązowymi oczami i idealną figurą. Dziewczyna pochłonięta była swoimi myślami, w dodatku była tu nowa, więc dopiero po chwili zorientowała się, że owe pytanie było skierowane właśnie do niej.
-Yyy, tak, szukam sekretariatu szkolnego, mogłabyś wskazać mi drogę?- zapytała niepewnie. Nigdy niebyła dobra w komunikacji między ludzkiej, wolała trzymać się na uboczu, z dala od wszystkich, tak aby nikt nie miał możliwości poznania jej, bo tak było bezpieczniej.
-Chodź, zaprowadzę cie i tak mam niedaleko lekcje.- powiedziała chwytając ją pod łokieć, na co ta się wzdrygnęła, jednak nic poza tym. Pamiętaj, nie możesz się zdradzić.- Jesteś tu nowa, tak?- zapytała urocza blondynka. Dziewczyna pokiwała głową w odpowiedzi.- Jestem Cathrine, ale wolę, jak ludzie mówią mi Cat.- powiedziała wystawiając rękę w kierunku 'nowej.'
-Caroline, ale mów mi Car.- uścisnęła dłoń koleżanki.
-To tutaj, sekretariat. Hej, a co ty na to, żebym na ciebie tu poczekała, a później pomogę ci znaleźć klasę? A w czasie lunchu mogę cię oprowadzić, jeśli chcesz!- zaproponowała radośnie. Ileż ona miała w sobie energii. Na usta brunetki mimowolnie wstąpił szeroki uśmiech.
-Będzie mi miło.- odparła pukając do drzwi. Kiedy usłyszała donośne 'proszę' pociągnęła za klamkę i nie patrząc co robi zderzyła się z czyimś torsem. Straciła równowagę, jednak przed upadkiem ochroniły ją czyjeś silne ramiona. Podniosła wzrok i dostrzegła kilka centymetrów przed swoją twarzą cudowne, głębokie tęczówki, patrząc w nie poczuła się jakby wylądowała na innej planecie, przypominały jej ocean, piękny, bezkresny i niezależny.
                     Chłopak wpatrywał się w nią z troską i zaciekawieniem, nigdy wcześniej jej tu nie widział, więc wnioskował, że jest nowa w szkole. Wiedział, że sytuacja w jakiej się znajdują nie jest dla niej zbytnio komfortowa, więc czym prędzej pomógł jej stanąć na nogi, wtedy mógł się jej przyjrzeć. Drobna szatynka z falującymi włosami luźno opadającymi na plecy, była od niego niższa o jakieś 15 cm, miała śliczne, różowe usta, które aż prosiły się o pocałunek, ale to jej oczy sprawiły, że przeszedł go dreszcz, przypominały mu fabrykę czekolady, widział w nich tyle emocji.
-O matko, Caroline, nic ci nie jest?!- wykrzyknęła Cat podbiegając do koleżanki. - Luke, mogłeś zrobić jej krzywdę!- popatrzyła na niego surowo.

Więc chłopak z bezkresnym oceanem w oczach to Luke...

Więc mała fabryka czekolady należy do Caroline...

-Przepraszam, nie zauważyłem cię.- wyznał. Dźwięk jego głosu sprawił, że przeszły ją ciarki, był taki głęboki i męski. Nie zauważył mnie, może inni też dadzą mi spokój. Trochę zabolały ją jego słowa, ale chciała tylko przeżyć ten licealny koszmar w spokoju. Zmiana szkoły na rok przed maturą nie jest łatwa, ale z gorszymi rzeczami dawała sobie radzę, dużo gorszymi. Podnosząc na niego swój wzrok ujrzała tę cudowną blond czuprynę.
-Nic się nie stało, to ja jestem straszną niezdarą.- wyjaśniła cicho. Przypatrywał się jej, widział w jej oczach obawę, jakby miała jakiś sekret, którego za wszelką cenę broniła. Było w niej coś, co go przyciągało, sprawiało, że chciał być bliżej, chciał czuć więcej i bardziej.
-Nic ci nie jest?- zapytał z troską, nie chciał, żeby mu tu zaraz zemdlała.
-Jest dobrze, naprawdę.- uśmiechnęła się blado.- Przepraszam, ale muszę już iść.- wskazała niepewnie głową w stronę drzwi.
-No tak, ale mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.- powiedział uśmiechając się przez co  ukazał swoje dołeczki oraz idealnie równe zęby. Jak można być tak perfekcyjnym? 
-Na pewno wszystko w porządku?- zapytała Cat. Dziewczyna pokiwała głową i ponownie zapukała do drzwi. Wchodząc do pomieszczenia obejrzał się jeszcze przez ramię wyłapując na sobie spojrzenie niebieskich tęczówek.

                                                                   ***

                        Kiedy weszła do stołówki uderzył w nią gwar rozmów, uczniowie wszystkich klas zebrani byli w jednym pomieszczeniu w celu konsumpcji posiłku. Rozglądając się po sali dostrzegła kilka zbiorowisk wyraźnie odróżniających się na tle innych grupek. Jej wzrok przykuł wysoki blondyn ubrany w strój reprezentacji szkoły, była pewna, że to ten sam chłopak, który ochronił ją rano przed upadkiem. Luke. Dopiero teraz zauważyła, jak dobrze był zbudowany. Otoczony był kilkoma osobami, zapewne kolegami z drużyny.

-Car, tutaj!- usłyszała donośny głos Alex, która machała do niej z drugiego końca sali. Biorąc głęboki oddech zaczęła przeciskać się pomiędzy uczniami, gdy w końcu dotarła na miejsce.- Ok, Car, to jest Nancy, Nancy to Car.- powiedziała dziewczyna wskazując na rudowłosą piękność siedzącą obok niej.
-Hej, miło mi.- uśmiechnęła się robiąc jej miejsce, aby mogła usiąść.
-Cześć, mi również.- odwzajemniła uśmiech.
-Skąd właściwie przyjechałaś?- zapytała Cat wpatrując się w nią z zaciekawieniem wypisanym na twarzy.
-Z Londynu.- odpowiedziała lakonicznie. Nie lubiła tłumów, nie chciała też mówić o sobie, więc nieczuła się tu zbyt dobrze.
-Ok, jak zjemy, to chętnie cię z Cat oprowadzimy.- powiedziała uśmiechnięta Nancy widząc, że dziewczyna nie ma ochoty odpowiadać na kolejne pytania.
-Dziękuję.- wyszeptała Car pochylając się w jej stronę.

Może nie wszyscy są tacy źli?

                                                                  ***
      
                         O dziwo bardzo się jej spodobał ten spacer po szkole, dowiedziała się kilku ciekawych rzeczy, m.in. tego, że mają tu różne ciekawe zajęcia dodatkowe, pozwalające się rozwijać, ale najbardziej spodobała się jej perspektywa szkolnego akademika.

-Idźcie się przebierać, inaczej wpiszę wam spóźnienie!- krzykną wysoki mężczyzna, który bardzo irytował Car. Już go nie lubię. Nie dość, że samo ćwiczenie na w-f'ie było dla niej utrapieniem, to jeszcze trafiła na okropnego nauczyciela.
-Lepiej rób co mówi, jest strasznie upierdliwy i potrafi się uwziąć.- doradziła jej Nancy, którą naprawdę polubiła. Pokiwała głową w zrozumieniu. Wszystkie dziewczyny zaczęły kierować się w stronę szatni.
-Ja muszę iść do toalety.- powiedziała czując narastającą panikę.
-Może najpierw się przebież.- zaproponowała Cat wyjmując ciuchy z plecaka.
-Chodź, pójdę z tobą.- powiedziała rudowłosa wywracając oczami. Dziewczyna sięgnęła po plecak i pozwoliła poprowadzić się koleżance do łazienki.- Jezu, uwielbiam Cat, ale ona jest taka niedomyślna.- zaśmiała się, a Caroline pobladła.
-Jak to niedomyślna?- zapytała z trudem panując nad głosem.
-Myślałaś, że ja też się nie domyślę?- zapytała Nancy podnosząc do góry brew. Car czuła jak strach wystrzela w jej żyły. Co zrobiła źle? Czym się zdradziła? Jakim cudem dziewczyna się domyśliła?- Masz miesiączkę, tak?- Car poczuła jak jej ciało się odpręża. Ona o niczym nie wie.
-Tak, tak, dokładnie.- powiedziała na wydechu.
-Dobrze cie rozumiem, też nie lubię wtedy się przebierać przy wszystkich.- uśmiechnęła się przyjaźnie rudowłosa.
Dziękuję.- wyszeptała Car wychodząc z kabiny.
-O, już się przebrałaś? To dobrze, mogłybyśmy nie zdążyć, a zaufaj mi, nie chciałabyś poznać go od tej niemiłej strony.- zaśmiała się, kierując się na szkolne boisko.
-To oznacza, że teraz był miły?- zapytała zdziwiona brunetka.
-Ha ha ha, tak Car, był słodziutki.- brunetka również mimowolnie się uśmiechnęła.
                              Cieszyła się, że Nancy nie skomentowała jej stroju, no bo w końcu długie spodnie przy 25 stopniach to nie najlepszy wybór, ale ona innego nie miała.

-No dobra, zbiórka!- krzyknął nauczyciel, a wszystkie dziewczyny stanęły w dwuszeregu.- Tych, którzy mnie nie znają informuję, nazywam się Mark White i uczę was wychowania fizycznego, nie toleruję lenistwa i obijania się, czy wyraziłem się jasno?- zapytał stając naprzeciwko Car, bardzo blisko dziewczyny, dla niej stanowczo za blisko. Zebrała się w sobie i pokiwała niepewnie głową, czuła jednak, że jeżeli mężczyzna zaraz się od niej nie odsunie, to wybuchnie żałosnym płaczem.
-Trenerze!- usłyszała ten cudowny głos, należący do chłopaka, który już drugi raz dzisiejszego dnia ratuje jej skórę.
-Lukas, czegoż trzeba naszemu kapitanowi?- zapytał mężczyzna po trzydziestce podchodząc w jego stronę. Brunetka wypuściła długo wstrzymywane powietrze, popatrzyła na swojego wybawiciela, który rozmawiał z nauczycielem.
                           Chłopak spojrzał na piękną brunetkę i puścił jej oczko, wiedział jak potrafi być White dla nowych i wolał, aby dziewczyna uniknęła tego, nie wiedział właściwie dlaczego, ale zależało mu na tym, aby czuła się komfortowo w szkole a w szczególności w jego towarzystwie.

                                                                           ***

                             Nie mogła skłamać, że nie spodobał się jej wyraz twarzy pana Whita, kiedy podczas treningu prawie pobiła rekord szkoły, najbardziej cieszyło ją to, że wiedziała, że stać ją na więcej.

-Ok, dziewczyny, zapraszam na trybuny, na boisko wchodzi szkolna drużyna!- ogłosił jeden z nauczycieli.
                              Jako pierwszy na boisko wyszedł Lucas, który jak zdążyła się zorientować był jej kapitanem, zaraz po nim wyszli pozostali, niektórych z nich kojarzyła ze stołówki, innych widziała pierwszy raz. Zaraz za sportowcami wyszła drużyna cheerleaderek, która miała swoją próbę. Dziewczyna obserwowała, jak jedna z nich podchodzi do Luka, widziała jak bardzo pragnęła jego uwagi, przez co uznała ją za żałosną. Uśmiechnęła się widząc jak chłopak ją odtrąca.

-To Jessica, była Luka.- wyjaśniła Nancy siadając obok niej.- Byli razem przez pół roku, rozstali się trzy miesiące temu, on z nią zerwał, a ona nie może się z tym pogodzić.
-Jest żałosna.- skomentowała brunetka, zanim zdążyła ugryźć się w język. Nie chciała robić sobie wrogów chciała być niewidzialna. Spojrzała na rudowłosą ze zmieszaniem, jednak ta się jedynie zaśmiała.
-Spokojnie, też tak sądzę.- powiedziała na co Car się uśmiechnęła.
                            Kiedy zadzwonił dzwonek dziewczyny wstały z trybun, Caroline skłamałaby mówiąc, że nieczuła przeszywającego spojrzenia Lukasa na plecach.
           
                                                                        ***

                             Pierwszy dzień szkoły nie należał to najłatwiejszych. Wracając do domu zastanawiała się jakie piekło ją tam czeka.
                    

niedziela, 21 grudnia 2014

Prolog- Miłość na wieki

                             Była spokojna, myślała, że będzie to bolesne, ale myliła się. Po prostu nie chciała być samotna, długo się przygotowywała do tego dnia, o ile w ogóle można być na to gotowym. Rozejrzała się dookoła, było tu pięknie, inaczej niż to sobie wyobrażała, tutaj było o wiele lepiej.
                             Nie wiedziała ile czasu się tu błąkała, może godzinę, może dwie, a może rok? Nagle poczuła jak ktoś delikatnie łapie ją za ramię, wiedziała, że nie może być sama na wieki. Odwróciła się i przed sobą ujrzała wysokiego blondyna o pięknych, niebieskich oczach, który uśmiechał się do niej.

-Wiedziałem, że cię znajdę.- powiedział radośnie przytulając się do niej. Stała osłupiała na środku łąki pełnej kwiatów, trzymana w ramionach przez chłopaka, którego nie znała, ale wydawał się jej znajomy.
-Czy my się znamy?- zapytała kiedy wypuścił ją z objęć.
-Tak, księżniczko, znamy się.- odpowiedział radośnie.

KSIĘŻNICZKO, JESTEM NICZYM BEZ CIEBIE...  
ZAWSZE BĘDĘ CIĘ CHRONIŁ ...                 
KOCHAM CIĘ, KSIĘŻNICZKO...

                             Wspomnienia powracały do jej obolałej głowy. Poczuła jak cały jej świat wiruje, bezgraniczna pustka, którą czuła od jakiegoś czasu wypełniła się uczuciem, o którym myślała, że go nie zna. Ale on to zmienił, przypomniał jej, tak jak obiecał miłość na wieki.